9 kwietnia Facebook wypomniał mi, że 6 lat temu po raz pierwszy oblałam egzamin na prawo jazdy. Było to bardzo przyjemne wspomnienie. Nie, egzaminu nie wspominam dobrze. Poszło mi fatalnie i jeszcze egzaminator na mnie krzyczał, a potem obraził się, że mu powiedziałam, że nie powinien ma mnie krzyczeć.
Dlaczego to przyjemne wspomnienie? Dla mnie, wiecznie najlepszej uczennicy, konfrontacja z materią, która nie wychodzi tak dobrze, jak nauka angielskiego, historii czy matematyki, zawsze była bolesna. Przychodziła na w-fie i plastyce i jakoś sobie z nią radziłam, ale też niewiele od tego zależało. Tymczasem prawa jazdy potrzebowałam. Bardzo chciałam je zdać. A nauka ogarniania zwłaszcza techniki jazdy, synchronizowania obserwacji, decyzji, ruchów kończyn itp. była dla mnie dużym wyzwaniem. Nie zdałam raz, drugi i trzeci. Potem czwarty i piąty też. Każdy egzamin był inny, pozwalam sobie już nie wracać do nich pamięcią. A za szóstym podejściem zdałam. Mimo ogromnych trudności, porażek i zwątpień nie poddałam się.
No i jeżdżę. Po kilku latach czuję się dość dobrą kierowczynią. Ba, w obsłudze skrzyni biegów czuję się mistrzynią, jeżdżę bardzo ekonomicznie i płynnie. A pomyśleć, że zaraz po egzaminie sądziłam, że jedynym ratunkiem jest dla mnie automat, na który… na szczęście nie było nas stać. Na szczęście, bo czemu miałabym się poddać i szukać ratunku w czymś zewnętrznym, kiedy dałam radę się nauczyć?
Mam wrażenie, że już od pierwszych lat edukacji o wiele większe znaczenie przypisuje się temu, co się umie i do czego ma się talent (albo wręcz: czego się nie umie i do czego nie ma), niż samemu uczeniu się. Większość zajęć i prac szkolnych jest nastawionych na wynik, a obecność ocen cyfrowych tylko to wzmacnia. Pamiętam, że często uczyłam się “algorytmu” wykonywania zadania i potem już niczego się nie uczyłam. Dopiero pod koniec liceum nauczyłam się ryzykować podczas pisania prac z mojego ukochanego języka polskiego. Napisałam kilka prac zupełnie nieszablonowych i mądra nauczycielka nie postawiła mi za nie ocen, tylko powiedziała: “to bardzo ciekawe, ale nie spełnia kryteriów, o jakie chodziło; napisz jeszcze taką, jaka miała być, a ocenimy obie”. Pamiętam też, że bardzo wcześnie poddałam się w mojej edukacji plastycznej. W IV albo V klasie “dowiedziałam się, że nie mam zdolności” i od tej pory prace za mnie wykonywała “utalentowana” koleżanka. Obecnie żałuję, że rysowanie mnie przeraża. Wiem jednak, że mogłabym się nauczyć nawet teraz i może kiedyś to zrobię.
Nastawienie na wzrost (po ang. growth mindset) jest jednym z czynników ułatwiających zmianę, rozwój, uczenie się. Przekonania jak “nie mam talentu”, “jestem dobry w…”, “nie znam się na…”, “opanowałem już cały…” nie są nastawione na zmianę, na rozwój. Hamują nas z powodu lęku (przed utratą status quo albo przed zbłaźnieniem się, porażką, “katastrofą”, jaką możemy spowodować, jeśli nam nie wyjdzie), a czasem z powodu ograniczającego samozadowolenia, które ignoruje przestrzeń do rozwoju. Nastawienie na wzrost mówi z kolei: “jeszcze mi to nie wychodzi”, “uczę się”, “kilka razy mi nie wyszło, ale próbuję kolejny raz”. Pisałam już o tym trochę w felietonie 2.
To bardzo dzielne i dobre próbować. Zarówno gdy chodzi o poprawę niezdanego egzaminu, jak i o umiejętności akademickie, ale chyba jeszcze bardziej, gdy chodzi o relacje: z innymi i z samą/samym sobą. Dla mnie prócz nastawienia na wzrost wyzwaniem jest jeszcze: “wybaczanie sobie, że nie wiedziałam tego, co wiem teraz”. Tak, chyba dla mnie osobiście to wyzwanie największe, by się nie rozliczać, nie analizować w nieskończoność, co można było zrobić lepiej (“a gdybym wrzuciła ten kierunkowskaz”?, “a gdybym użyła innego słowa”, “trzeba było zapytać wprost”).
Umiejętność wybaczania sobie, że się wcześniej lepiej nie umiało albo działało w błędnym przekonaniu, jest chyba niezbędna, by w wolności i bez lęku o utratę własnego ja podjąć decyzję: “nie będę tego kontynuowała”, “zmieniam plan”, “spróbuję inaczej”. Nie dlatego że się nie nadaję albo nie jestem dość dobra. Dlatego że widzę, że coś mi nie służy, że widzę, że lepiej będzie zrobić inaczej albo co innego.
Nastawienie na rozwój i umiejętność wybaczania sobie łączą nas z życiem, które płynie.
Życie płynie.