Przykład samoregulacji w kryzysie
Od rana pisałam porządny dłuższy wpis o stresie, rozpoznawaniu stresorów i innych kwestiach związanych z tzw. drugim krokiem metody Shanker Self-Reg, której jestem facylitatorką. Miałam go dodać jako kolejny w moim cyklu Spokój w czasie zarazy, który zaczyna się tutaj.
Nim go skończyłam, musiałam zabrać się za parę innych spraw, a potem zaczęło mi brakować energii, dopadł mnie smutek z powodu kilku wiadomości, które do mnie dotarły.
Mimo że miałam czas na pisanie, nie miałam energii, a poczucie, że powinnam dokończyć, że zapowiedziałam to na fanpage’u, że komuś obiecałam, tylko podwyższało poziom napięcia, ale nie dodawało energii. Niebawem zrozumiałam, że mój stres jest już w tej chwili nadmierny, a ani spacer (samotny, z dala od ludzi oczywiście), ani muzyka, ani serial, ani picie wody nie redukują go na tyle, by dokończenie tamtego posta było dla mnie osiągalne bez zaciskania zębów i włączania samokontroli zamiast samoregulacji.
No i wtedy mnie oświeciło!
Postaram się świadomie zadbać o własną samoregulację w tej chwili, a potem może uda mi się tym podzielić. No więc się dzielę, bez metodycznej struktury, podziału na 5 kroków Shanker Self-Reg, bez dłuższych analiz.
Obserwuję u siebie spadek energii i wzrost napięcia. Drobne działania w celu obniżenia napięcia nie działają. Spacer mnie męczy, a nie dodaje energii. Obserwacja sporych grup ludzi na placu zabaw, pod sklepem także winduje mój poziom stresu. Liczyłam na cichy i spokojny spacer, zalecony wyraźnie przez psychoterapeutkę, a poczułam się przytłoczona i zmartwiona, że ludzie tak tłumnie wylegli na ulice. W pierwszej chwili nie skojarzyłam tego niepokoju z moją długoterminową depresją, ale po przyjściu do domu myślałam nad tym jeszcze i zdałam sobie sprawę, że u podłoża leży także wzmożony lęk społeczny, związany z depresją, na którą choruję od kilku miesięcy. Tym bardziej zatem nietrafiona była uruchomiona po powrocie do domu strategia “zadzwoń do kogoś bliskiego” – rozmowa z rodzicami, choć miła, bardzo mnie zmęczyła i przeciążyła. Tak, jestem przytłoczona, mam mało energii i nie mam na to szybkiej strategii, która spowoduje, że będę się czuć dość dobrze, by powrócić do trudniejszego posta.
Próbowałam zatem nic nie robić – ale poziom niepokoju był taki, że nie wypoczywałam.
No i wtedy właśnie dociera do mnie, że może mi pomóc pisanie. Może to opublikuję, może nie. Ale sama czynność pisania już nieraz pomagała mi obniżyć napięcie, a czasem nawet dodawała energii.
Tak się właśnie dzieje. Gdy napięcie jest niższe, mogę także zmierzyć się ze swoim podłym krytykiem wewnętrznym, który wypomina mi “niedotrzymanie obietnicy”, “nieumiejętność kończenia tego, co zaczęłam” i tym podobne. Czuję się lepiej niż 10-20 minut temu, a zatem umiem powiedzieć mu: “STOP”.
Sama dobrze wiem, że robię najlepsze, co mogę w tej chwili. Dbam o siebie i nie próbuję uczyć innych samoregulacji, sama działając z poziomu przymusu wewnętrznego, poczucia winy i samokontroli.
Przerywam pisanie. Robię krótki skan swoich odczuć w ciele: lekki ból głowy, silny ból w barku (od rana miałam silne tiki nerwowe w nim), napięcie w klatce piersiowej – niewielkie, ale nieustępliwe, ciężkie kończyny. Wstaję, odchodzę sprzed komputera.
Ponieważ czuję się nieco lepiej, mam siłę, by skorzystać z pomysłów, jakie sama kilka dni temu spisałam dla innych. Wybieram prysznic i okazuje się strzałem w dziesiątkę.
Zazwyczaj biorę krótkie, chłodne prysznice, i nie rozmyślam wiele nad używanymi kosmetykami. Dziś próbuję różnych temperatur, wybieram chowany na wyjątkowe okazje peeling kawowy, wącham go kilka razy, masuję ciało. Czuję, że najwięcej napięcia jest w karku i barkach, więc polewam kark długo ciepłą wodą, jeszcze cieplejszą, i czuję ulgę. Przechodzi ból głowy.
Wychodzę z łazienki lekko uśmiechnięta. Nie, nie będę teraz kończyć tekstu o stresorach. Dokończę ten i pójdę dalej za tym, co powiedziało mi ciało, a powiedziało (intensywnie ziewając pod prysznicem), że to pora poleżeć! Nie jest takie ważne, która godzina na zegarze. Po prostu teraz potrzebuję się położyć i to zrobię.
Tak wygląda dzisiaj, niemal na żywo, moja samoregulacja.